Czy nie lepiej jest, zamiast legitymizować wybory kolejnej ekipy administracji okupacyjnej, skierować wysiłek i skromne zasoby materialne, na akcję informacyjną, ukazującą prawdziwe oblicze okupanta i jego krajowych pachołków?

W okresach najbardziej beznadziejnych dla Polski, takich jak rozbiory czy okupacja niemiecko-sowiecka, jedną z podstawowych metod walki z wrogiem była organiczna praca u podstaw. Była ona różna, taka jak „tajne komplety” (nauczanie w Generalnej Guberni), umacnianie polskości i katolicyzmu wśród ludu rozdartego rozbiorami, a nawet gospodarcza, z jej najoryginalniejszym przejawem w postaci „wozu Drzymały”. 
 
Niestety dziś nie ma chętnych na podjęcie się takiej orki na ugorze. Aby odnieść jakiekolwiek sukcesy we współczesnym społeczeństwie polskojęzycznych „europejczyków”, potrzeba by wielu dziesiątek lat, oraz ogromnego wysiłku i środków materialnych. 
 
Stąd też „niesystemowe” ugrupowania polityczne, takie jak Konfederacja, ograniczają się do prób wkomponowania się w istniejący, w pełni skorumpowany i niereformowalny, system pseudo-„demokracji parlamentarnej”, pozostawiając postronnym obserwatorom ocenę, czy motywem ich działania jest jedynie chęć zastąpienia obecnej administracji okupacyjnej (POPiSu, etc.) na lukratywnych synekurach, czy także jakieś motywy głębsze ideowe.
 
Jakkolwiek by nie było, wysiłki Konfederacji z góry skazane są na niepowodzenie, czego wymownym potwierdzeniem są wyniki wyborów do europarlamentu, sejmu, czy na stanowisko prezydenta. 
 
Przysłowiową kropkę nad i stawia pełna kolaboracja krajowego kościoła katolickiego z okupantem.
 
Nie zważając na wprowadzane utrudnienia, w całym okresie mistycznej „pandemii”, nie opuściłem ani jednej mszy świętej, w nadziei na usłyszenie choćby jednego słowa PRAWDY (Chrystusa). Niestety , pomimo odwiedzin wielu świątyń, spotykała mnie zawsze, coraz bardziej niechlujną (pomijając już restrykcje pandemiczne) rutyna liturgiczna oraz zawsze, bez choćby jednego wyjątku, „koronawirusowa agitacja z ambony”.  
 
Daje mi to podstawy do hipotezy, że praktycznie cała  hierarchia zaprzedała się już szatanowi, gdyż jego to dziełem jest obecna globalna mistyfikacja „pandemii”. Efekty tego widać nawet gołym okiem w świątyniach. O ile nawet w „szczycie epidemii” można było zauważyć przynajmniej kilka osób bez kagańców, o tyle dziś można skonstatować pełną uległość absurdalnym nakazom i zakazom „sanitarnym”. Wszyscy bez wyjątku ustrojeni są w kagańce, a na poczesnym  miejscu, miast Eucharystii, króluje środek dezynfekcyjny. 
 
Nie inaczej wyglądała moja msza wczoraj, w ostatnią niedzielę. Przewielebny celebrans pochwalił wiernych za pełną subordynację, dzięki której nasze (dolnośląskie) województwo znalazło się na pierwszym miejscu z ZEROWĄ ilością przypadków koronawirusa. 
 
Można by się ucieszyć. Nie tylko nie ma już „pandemii”, ale w ogóle „śmiercionośnego wirusa”. Znieśmy więc restrykcje! O, co to, to nie! Logika jest bowiem taka, że ponieważ środki prewencyjne (kagańce, dystans socjalny, itp.) okazały się skuteczne, to należy uznać je za „nową normę”! W przeciwnym bowiem przypadku, „straszliwy wirus” może powrócić! Mało tego, z mediów wiemy, że już powraca! Koniecznym więc będzie zastosowanie nowych jeszcze ostrzejszych restrykcji, takich jak pełny monitoring przemieszczania się ludności i stosowne pozwolenia na tą praktykę. Nie jest to nic nowego! Od momentu „wybuch pandemii”, z powodzeniem są one stosowane w takich „przodujących” państwach, jak Chiny, Rosja, USA, Korea Południowa, etc.
 
Reasumując, przed naszymi oczami rozwija się proces pełnego zniewalania społeczeństwa w całości, jego cząstek w postaci lokalnych społeczności i rodzin, oraz każdej z osób indywidualnie. Niszczone są naturalne Bogiem ustanowione więzi, a miast nich pojawiają się bariery. Nie ma już koncepcji „bliźniego”, bo zastąpił ją termin „zagrożenia sanitarnego”, na podobieństwo tego jakie stanowią dla nas szczury i inne gryzonie. 
 
Władcy i ich krajowi administratorzy nie usiłują już nawet maskować swych poczynań. Doświadczenia ostatnich miesięcy wskazują dobitnie, że mogą oni robić z ludzkim bydłem cokolwiek zechcą! 
 
Tak więc zagrożenie jest bezprecedensowe i stosunkowo łatwe do wykazania. 
 
Trudno jest wytłumaczyć przeciętnemu człowiekowi system unijnego wyzysku w stosunku do III RP, bo nie pojmuje on nic poza, lansowaną przez propagandę,  mityczną „manną z nieba” w postaci „dotacji”.  
 
Łatwiej natomiast jest wytłumaczyć szkodliwość „zarządzeń sanitarnych”, powodujących dyskomfort osobisty, utratę autentycznej opieki zdrowotnej, gdyż infrastruktura medyczna skoncentrowana jest na terrorze epidemiologicznym, utratę źródeł utrzymania związanych z dławieniem gospodarki, a nawet brak trywialnego wypoczynku wakacyjnego sprawionego ograniczeniami komunikacyjnymi. 
 
Trudno jest oczekiwać od nastolatków, by przysłuchiwali się przemówieniom sejmowym Konfederatów, czy od staruszków, by śledzili w internetowych telewizjach ich złotych myśli. 
 
Można jednak założyć, że przekazywanie informacji o mistyfikacji epidemiologicznej, w najprostszej nawet formie ulotek rozdawanych w miejscach publicznych, może w końcu dotrzeć do świadomości ogółu. Jeśli nie teraz , to po którejś z kolejnych „fal epidemii”, kiedy to sytuacja stanie się nieznośna dla każdego. Wtedy ogół może zaakceptować „przywódczą rolę Konfederaci” i wprowadzić ją na salony władzy.
 
Pomyślcie o tym panowie Konfederaci. Czy nie lepiej jest, zamiast legitymizować wybory kolejnej ekipy administracji okupacyjnej, skierować wysiłek i skromne zasoby materialne, na akcję informacyjną, ukazującą prawdziwe oblicze okupanta i jego krajowych pachołków?